Kornek, Rogowski, Kania, Wrzos, Klik, Strociak, Mielniczek, Jarek, Stemplowski, Popluc, Spałek
Porażka ŁKS na własnym boisku z krakowską Wisłą (0:2 – red.), przegrana w ub. piątek z Fortuną Düsseldorf oraz powrót Mielniczka na boisko, optymistycznie nastroiły opolskich miłośników piłki nożnej na niedzielne ligowe spotkanie. Jedenastka Budowlanych przystąpiła do gry z pełną wolą zwycięstwa, żądna rewanżu za porażkę I rundy.
Tymczasem w miarę jak wskazówki zegara boiskowego posuwały się naprzód, optymizm ten ustępował poważnym obawom o losy meczu. Gra, jaką nas uraczyli nasi piłkarze, nie mogła zadowolić niewybrednego nawet kibica. Nerwowa, chaotyczna gra, niedokładne podania, brak jakiejkolwiek koncepcji w akcjach napadu, system „tysiąca podań” pod bramką przeciwnika – oto obraz niedzielnego pojedynku.
Poniżej swej normalnej formy zagrała przede wszystkim linia napadu, która od pewnego czasu zatraciła szybkość, bojowość, gra miękko i nie potrafi zdobyć się na ostre, zaskakujące strzały.
A mamy jeszcze świeżo w pamięci huraganowe ataki kwintetu Budowlanych w poprzednich spotkaniach I rundy, sunące jak lawina na bramkę przeciwników. Słusznie też w pewnym okresie napad opolskich Budowlanych uważany był, obok CWKS-u za najgroźniejszy w Polsce. Życzymy więc piątce naszego napadu, aby jak najszybciej otrząsnęła się z letargu i znów była postrachem dla swych przeciwników.
Czy ŁKS zachwycił? Wygrał zasłużenie, ale nie zademonstrował wysokiej klasy. Również i u łodzian nie zanotowaliśmy składnych, planowanych akcji i oni hołdowali systemowi „tysiąca podań”, zwlekali z ostrzeliwaniem bramki przy nadarzających się okazjach. A tych nie brakowało.
Po lekkiej, a nie wykorzystanej przewadze gospodarzy w pierwszej fazie gry (ostry strzał Jarka przeszedł tuż obok słupka) inicjatywę przejął ŁKS i do ostatniego gwizdka sędziego nadawał ton grze.
Na pierwszą bramkę czekaliśmy aż 59 min. Pilarski ograł Wrzosa i z „winkla” ostrym strzałem skierował piłkę do bramki Kornka. Kornek piłkę wprawdzie odbił, lecz przejął ją Kowalec i celnym strzałem ulokował w siatce opolan.
Druga bramka padła w 71 min. Jej „sprawcą” był jeden z najlepszych napastników łodzian – Jezierski. ŁKS zainicjował atak prawym skrzydłem. Pilarski podał do Jezierskiego, ten skierował piłkę prostopadłym podaniem do Bończaka, który po przedarciu się przez naszą obronę podał do Jezierskiego, a ten nieuchronnym strzałem zmusił do kapitulacji Kornka.
I wreszcie historia trzeciej bramki. Bończak przejął dalekie podanie pomocy, minął Kanię i jak błyskawica popędził na bramkę gospodarzy. W oddaniu strzału przeszkodził mu Strociak dopuszczając się faulu, za co, jako że działo się to na polu karnym, sędzia podyktował rzut karny. Egzekutorem był Jezierski. Ostry jego strzał odparował Kornek, lecz Jezierski powtórnym strzałem ulokował piłkę w siatce.W ŁKS podobał się pomocnik Soporek, który nieustannie pchał atak do przodu i sam nierzadko niepokoił bramkę gospodarzy. Obok niego wyróżnili się napastnicy Pilarski i Jezierski.
***
W najbliższą niedzielę opolanie goszczą w stolicy. Warszawska Gwardia to twardy przeciwnik, ale wierzymy, że ambicja i wola zwycięstwa zdopingują naszych piłkarzy do umocnienia swej pozycji w ekstraklasie.„Trybuna Opolska”, nr 222 z 17 IX 1956