(I liga - 25. kolejka): 16.06.1968 Wisła Kraków – Odra Opole 2:2 (Gach 35, Polak 86 – Urbas 36, Klose 55)
Sędzia: Środecki (Wrocław)
Widzów: 5 tys.
Wisła: Henryk Stroniarz, Fryderyk Monica, Ryszard Wójcik, Władysław Kawula, Adam Musiał, Tadeusz Kotlarczyk (Janusz Sputo 46), Tadeusz Polak, Wiesław Lendzion, Józef Gach, Czesław Studnicki, Hubert Skupnik; trener – Mieczysław Gracz
Odra: Konrad Kornek, Kazimierz Uranin, Henryk Brejza, Ryszard Dziadek, Wiesław Łucyszyn, Engelbert Jarek, Antoni Kot, Józef Klose, Jan Małkiewicz, Jan Kruk, Manfred Urbas; trener – Ryszard Wrzos
„Może to i lepiej, że skraca się mękę kibiców o tydzień” – zawyrokował ktoś z trybuny nad tzw. lożą prasową, kiedy w 82 min. Odra, grająca wyraźnie na remis, zdołała nawet uzyskać prowadzenie 2:1.
Wprawdzie na tym nie koniec smętnej historii meczu wiślaków niemal decydującego o spadku do II ligi, ale czy uzyskanie przez nich wyrównującej bramki na 3 minuty przed końcem zmieni tragiczną sytuację prawdopodobnego drugiego w historii „Białej Gwiazdy” opuszczenia ekstraklasy? Okazuje się, że najtrudniejszy i najboleśniejszy był ten pierwszy raz…
Nie słyszało się więc specjalnego dopingu dla wiślaków ze strony… wiślaków, nie widziało się również specjalnej zażartości w grze. Chyba, że zapały studził… upał dochodzący do 30 st. w cieniu.
Grano więc zwolna – Wisła jak zwykle kombinowała na przestrzeni kilku metrów kwadratowych. Odra pokazywała swe możliwości w niebezpiecznych wypadach Małkiewicza, Urbasa i Klozego podbudowanych przez najlepszego na boisku zawodnika – Kota, grającego niezwykle mądrze i groźnie strzelającego – „Żeby to we Wiśle chociaż taki jeden” – słyszało się westchnienia kibiców obserwujących bezproduktywną grę pomocy krakowskiej i bezcelowe przetrzymywanie piłki przez obrońców.
A mecz był lekko do wygrania. Unaoczniła to najlepiej 35 minuta, gdy Studnicki, otrzymawszy piłkę po lewej stronie boiska, przedrylował obrońcę, precyzyjnie scentrował, a Gach bez wahania „przyłożył się” do piłki. Nieoczekiwanie 1:0.
Ale – równie nieoczekiwanie w następnej minucie Odra wyrównuje. Centrowana z prawej strony piłka mija obrońców Wisły, dostaje ją Urbas i spokojnie mocnym strzałem lokuje w bramce obok wybiegającego Stroniarza.
I chyba ten głównie moment miał na myśli trener Odry Wrzos, kiedy po meczu określił defensywę Wisły jako dobrą, ale grającą chwilami nonszalancko.
Wejście po przerwie Sputy w miejsce Kotlarczyka ożywiło grę gospodarzy, którzy jednak nadal nie próbują przyspieszyć akcji w pobliżu bramki Kornka, Rezultatem nacisku jest seria dalekich strzałów i jeden z zamieszania, po którym piłka trafiła w poprzeczkę.
- „Jeszcze 10 minut w I lidze!” - w swoisty sposób „dopingują” kibice gospodarzy.
I wtedy właśnie zrywa się… Odra. Wypad Małkiewicza i jego strzał w spojenie bramki Wisły, a zaraz potem akcja, która wydawała się definitywnie przesądzać los Wisły: wszędobylski Kot przedziera się w pobliże bramki Stroniarza, silnie strzela, a piłkę sparowaną przez bramkarza Wisły dostaje na nogę Kloze i dopełnia formalności. Jest 2:1 dla Odry!
Dopiero teraz rozpaczliwy zryw Wisły, przyspieszenie gry i Polak w 42 min. uzyskuje wyrównanie. To jednak wszystko, na co stać było gospodarzy, prolongujących tą drugą bramką jeszcze cień nadziei na utrzymanie się w I lidze.
Jan Rotter
„Tempo” (za: historiawisly.pl)