
W nowym otoczeniu Franciszek jak i Engelbert szybko się zaaklimatyzowali, mając niebagatelny udział w powrocie "niebiesko-czerwonych" do I ligi (w 1955 r. – red.). W kolejnych dwóch Sezonach Stemplowski trzykrotnie umieszczał piłkę w siatce przeciwników, w następujących potyczkach:
1956: Garbarnia –Budowlani 0:1;
1957: Budowlani –Polonia Bytom 2:1,
1957: Budowlani – Lech 3:1
Jego wartość dla drużyny nie polegała jednak na strzelaniu bramek. Od tego był Betel. Stemplowski odpowiadał za kreowanie ofensywnych poczynań ekipy i - przede wszystkim – celne podania w kierunku Jarka, ewentualnie innego zawodnika wbiegającego z głębi pola. Można by powiedzieć, że był zawodnikiem od czarnej roboty, niemniej niezwykle cenionym przez kolegów z zespołu i miejscowych kibiców.
Sezon ’58 nie okazał się jednak zbyt udany. Słaba dyspozycja opolskiego ataku – na co miał wpływ – doprowadziła do "pechowej" degradacji. Zimny prysznic trwał krótko. Pod wodzą Teodora Wieczorka, opolanie byli bezwzględnie najlepszą drużyną na froncie II-ligowym, a Stemplowski – nieskory przedtem do wykańczania akcji - aż 6-krotnie trafiał do siatki rywali.
Powrót do I ligi okazał się więcej niż udany. Od 1960 do 1964 r. reprezentanci Regionu Opolskiego znajdowali się w ścisłej ligowej czołówce (1960 – 4., 1961 – 6., 1962 – 4., 1962/1963 – 5., 1964 – 3. – red.), a Stemplowski jeszcze 5-krotnie doprowadzał do rozpaczy obrońców i golkiperów rywali w następujących spotkaniach:
Zadziwia fakt, iż nie ustępując talentem popularnemu Betlowi Franciszek Stemplowski nie zagrał ani jednej minuty w drużynie narodowej, ani nie pokazał się na arenie międzynarodowej. Jedyny wyjątek od tej reguły stanowił Puchar Karla Rappana/Intertoto w Sezonach: 1961/62 i 1963/1964 - gdzie „niebiesko-czerwoni" doszli do Półfinału. Wraz z osiągnięciem wspomnianego sukcesu Stemplowski zdecydował o zakończeniu 10-letniej przygody z opolską Odrą. W tym czasie „przeżył” zmiany natury organizacyjnej (z Budowlanych na Odrę – red.), awanse (1955 i 1959 – red.) i spadki (1958 – red.), a także grę w europejskich pucharach.
Dużo to czy mało? Na pewno wystarczająco aby wyryć się w pamięci tych, którzy przychodzili na ligowe mecze Odry w latach 50-tych i 60-tych XX w.