Wyjątkowo boleśnie przyjezdni odczuli siłę eksportowej jedenastki z Górnego Śląska, szczególnie zaś snajperskich umiejętności Włodzimierza Lubańskiego (4 bramki!!!).
Na pocieszenie trzeba jednak zaznaczyć, iż w 1968 r. żywa legenda Górnika Zabrze miała po prostu patent na „niebiesko-czerwonych”. W sumie w dwóch ligowych konfrontacjach z OKS-em („wiosna” 1967/1968, „jesień” 1968/1969 – red.), Lubański 6-krotnie nie dawał żadnych szans na skuteczną interwencję Konradowi Kornkowi. W dodatku - jak na złość - był to drugi z rzędu przegrany mecz ligowy przez chłopców Brzeżańczyka... oraz drugi z kolei transmitowany przez Polskie Radio.
Czyżby fale radiowe negatywnie działały na niektórych zawodników?
3 kolejka: 28.08.1968 Górnik – Odra 4:1 (Lubański 13, 54, 63, 80 – Kolek 30)
Kornek, Uranin, Brejza, Krawiec, Łucyszyn, Kruk, Koprek, Kot, Klose, Małkiewicz, Kolek
W Zabrzu trudno było marzyć o zwycięstwo naszego zespołu. Triumfatorzy Hexegonalu – piłkarze Górnika – znajdują się w dalszym ciągu w wyśmienitej formie. Wczoraj każdy z krajowych zespołów, nawet w najlepszej formie, musiałby uchylić czoła przed zdobywcą Pucharu Polski. Z autorów środowego pojedynku najwięcej braw otrzymali Lubański i Kornek. Zabrzanin miał swój wielki dzień, demonstrując rzadko spotykaną skuteczność. Z czterech zdobytych przez niego bramek, trzy były przedniej marki, przy których Kornek był bezradny. Bramkarz Odry mimo nie najlepszej dyspozycji (kontuzja), bronił jak za najlepszych czasów. Jemu tylko goście mogą zawdzięczać, iż z Zabrza nie wyjechali z większym bagażem bramek.
Wprawdzie Kornek w 54 minucie wypuszczając piłkę z rąk ułatwił Lubańskiemu zdobycie drugiego gola, licznymi jednak udanymi interwencjami, zasłużył na rozgrzeszenie.
Mimo porażki Odra rozegrała w Zabrzu dobry mecz. Do przerwy opolanie walczyli jak równy z równym, nie załamali się straconą w 13 minucie bramką przechodząc bardzo często do kontrnatarcia. Napastnicy opolscy zdobyli poza tym w nowej edycji rozgrywek pierwszą bramkę na Górniku (na ich boisku). Celny strzał Kolka poderwał Odrę do jeszcze ambitniejszej i ofiarniejszej gry.
Wyrównująca bramka Odry tak deprymująco podziałała na jednego z zagorzałych sympatyków zabrskich bombardierów, iż uległ on atakowi serca i zmarł.
Za porażkę w Zabrzu trudno mieć pretensje do opolskiej obrony. Defensorzy Odry zagrali na swym normalnym poziomie, trafili jednak na trudnego przeciwnika i nie byli w stanie powstrzymać huraganowego naporu w drugiej części spotkania. Rozgrzeszyć w pełni jednak nie można anioła-stróża Lubańskiego, Krawca, który aż czterokrotnie pozwolił „urwać się” reprezentacyjnemu napastnikowi.
W drugiej linii, która napracowała się chyba najwięcej, zupełnie dobrze zaprezentowali się Kruk i Kot. Szczególnie mógł się podobać ten ostatni, który strzałami najczęściej z dalszych odległości niepokoił Gomolę. Napastnicy dobrze poczynali sobie do przerwy. Po zmianie stron Klose, Małkiewicz i Kolek, nieliczne zresztą akcje ofensywne przeprowadzali z głębi pola. Były one w większości wypadków likwidowane już w środkowych rejonach boiska.
Zabrzanie mogli zaimponować. Do przerwy pozwolili się wyszumieć swoim przeciwnikom, by w drugiej części spotkania zdecydowanie przeważać, dokumentując to efektownymi golami. Wydaje się, że wszystkie zespoły, które w skrytości ducha oczekują, że zabrski kombajn zatnie się w najbliższym czasie, są w grubym błędzie. Zabrzanie grają bardzo dobrze tak, że i wstyd z nimi nie przegrać, chociaż wygrać bardzo trudno. Komu uda się ta sztuka?
„Trybuna Opolska”, nr 237 z 29 VIII 1968