(I liga - 7. kolejka): 11.09.1965 Wisła Kraków – Odra Opole 1:0 (Lendzion 6)
Sędzia: Kamiński (Katowice)
Widzów: ok. 10 tys.
Wisła: Henryk Stroniarz, Fryderyk Monica, Tadeusz Kotlarczyk, Władysław Kawula, Ryszard Budka, Ryszard Wójcik, Czesław Studnicki, Wiesław Lendzion, Andrzej Sykta, Wiesław Rusin, Hubert Skupnik (Józef Gach 46); trener – Czesław Skoraczyński
Odra: Konrad Kornek, Henryk Szczepański, Henryk Brejza, Wiesław Łucyszyn (Henryk Kolek), Joachim Krawiec, Józef Zwierzyna, Zenon Zaczyński, Antoni Kot, Engelbert Jarek, Norbert Gajda, Zbigniew Bania; trener – Antoni Brzeżańczyk
Blok defensywny drużyny opolskiej, składający się z tak rutynowanych piłkarzy jak Szczepański czy Brejza (pierwszy z nich to wieloletni reprezentant kraju, drugi również swego czasu bronił barw narodowych), to formacja trudna do przebycia dla najlepszych nawet napastników. Nic więc dziwnego, że defensywa gości, na której spoczywał cały ciężar gry, skutecznie odpierała przez niemal pełne 90 minut spotkania falowe ataki krakowian.
Jeślibyśmy jednak mieli oceniać na podstawie meczu grę tych samych formacji obronnych Wisły i Odry to na pewno na wyższą notę zasłużyli wiślacy. Obrońcy krakowscy, choć mieli znacznie mniej okazji do wykazania swoich umiejętności, zastopowali całkowicie bramkostrzelnych napastników opolskich Jarka i Gajdę. Tymczasem w wypadku gości wystarczyło jedno tylko nieporozumienie defensorów i niefortunny wybieg Kornka z bramki w 6 minucie meczu, wykorzystany skwapliwie przez Lendziona, by ponieśli oni porażkę i stracili 2 punkty. Lendzion, co do przydatności którego w zespole krakowskim trudno już teraz się wypowiedzieć, gdyż za krótko występuje on w Wiśle, zachował się w tym momencie b. przytomnie, przenosząc piłkę ponad wybiegającym Kornkiem.
Spotkanie krakowskie, które cechował niezły poziom, było pojedynkiem defensywy gości z atakiem Wisły, wspieranym nadzwyczaj skutecznie przez Kotlarczyka i Wójcika, którzy zasługują na specjalne wyróżnienie. O przewadze krakowian w początkowej fazie meczu świadczy najlepiej fakt, że dopiero w 23 minucie Jarek oddał pierwszy strzał na bramkę Stroniarza. Nawiasem mówiąc był on wtedy o krok od zdobycia wyrównania, gdyż piłka po drodze zahaczyła o Kawulę i omal nie zmyliła bramkarza krakowskiego, który z trudem wybił piłkę w pole. Po kilku początkowych akcjach, zakończonych strzałami Studnickiego, Sykty i Lendziona Wisła jakby nieco „osiadła na laurach” i Stroniarz ma teraz pełne ręce roboty. Spisuje się jednak, podobnie jak jego vis a vis broniący Kornek, doskonale. Bramkarzom w tym meczu należą się osobne słowa uznania. Tak krakowianin jak i opolanin, który wystąpił po niedawno przebytej chorobie, byli pewnymi punktami swych drużyn, a ich parady bramkarskie były dużej marki.
W drugiej połowie spotkania gra się nieco wyrównuje, ale nadal więcej z niej mają gospodarze. W 57 minucie na polu karnym Odry podcięty zostaje Sykta, jednak sędzia tego nie dostrzega. Skomasowana pod własną bramką obrona opolan nie popełnia już błędu i nie dopuszcza napastników Wisły do groźniejszych strzałów. Idealną szansę na wyrównanie za to marnuje w 83 minucie Kot, który będąc sam na sam ze Stroniarzem strzela z paru metrów w ręce bramkarza krakowskiego.
Zwycięstwo Wisły zasłużone. Wykazała ona większą bojowość i ambicję, grając przy tym bardziej nowocześnie, długimi przerzutami piłki. W zespole opolskim zawiódł atak, w którym jedynie Jarek był pełnowartościowym zawodnikiem. Dobrze natomiast spisała się defensywa z Kornkiem na czele, ratując gości przed wyższą porażką.
A. Cichowicz
„Tempo” (za: historiawisly.pl)