(I liga – 20. kolejka): 16.10.1960 Wisła Kraków – Odra Opole 1:3 (Kawula 57 k. – Gajda 8, 49 Piechaczek 29)
Sędzia: Aleksander Zubkow (Warszawa)
Widzów: 15 tys.
Wisła: Bronisław Leśniak, Fryderyk Monica, Władysław Kawula, Leszek Snopkowski, Adam Michel, Ryszard Jędrys, Ryszard Wójcik (Marian Machowski 46), Zbigniew Bogacz, Ryszard Miceusz, Stanisław Śmiałek, Kazimierz Kościelny; trener - Károly Kósa
Odra: Franciszek Kściuk, Zbigniew Strociak, Henryk Brejza, Ryszard Wrzos, Henryk Prudło, Bernard Blaut, Franciszek Stemplowski, Engelbert Jarek, Norbert Gajda, Eugeniusz Piechaczek, Zbigniew Bania; trener – Teodor Wieczorek
Tylko jeden człowiek siadał na stadionie Wisły ze sprecyzowanym przeświadczeniem, że gospodarze przegrają. To dyrektor krakowskich teatrów Władysław Krzemiński, który wszedłszy na trybunę zawyrokował: „Znowu Wisła przegra, bo przyszedł na mecz Vogler! Zapeszy, jak zawsze i wszystko”.
Trudno jednak przypisywać większą wagę tej „przyczynie”, zwłaszcza że wiadomo – dyrektorzy teatrów zawsze widzą przyczynę wszelkiego zła w krytykach teatralnych. Raczej jesteśmy skłonni – szukać przyczyn porażki Wisły z Odrą 1:3 (0:2) w słabej grze całej drużyny gospodarzy, a zwłaszcza ich defensywy.
I to właśnie najbardziej od pewnego czasu zastanawia: rutynowana, reprezentacyjna obrona Wisły zawodzi i zamiast być ostoją, stanowi dziurawe sito, przez które atak przeciwnika przechodzi dosyć łatwo. Jeśli zaś jest to tak dobry atak, jak poprzedniej niedzieli u Górnika lub teraz u Odry, to sytuacja staje się katastrofalna. Na nic wtedy fakt, że zarówno w Górniku jak i w Odrze linie defensywne są stosunkowo do ofensywnych słabe i „stwarzają” dla ataku Wisły sporo możliwości do uzyskania bramki. A skoro i ten atak „chodzi” tak jak w meczu z Odrą – to już nikt się nie zdziwi, że wiślacy schodzą z boiska pokonani, a jedyną bramkę uzyskują dopiero z karnego.
- „Rzadko mam sposobność oglądać ligową Wisłę, a jeszcze rzadziej Odrę” – mówił prezes Tarnovii, dyr. SALAMON – „ale uderzyło mnie tu od razu, że atak Odry im bliżej bramki przeciwnika, tym szybciej zagrywa, zaś atak Wisły stosuje wręcz odwrotną „”taktykę”. Uważam, że Odra wygrała jak najbardziej zasłużenie”.
Ta przewaga opolan widoczna była zwłaszcza w pierwszej połowie spotkania. Wprawdzie Wisła miała, jako pierwsza okazję do zdobycia bramki (Miceusz w 3 min.), ale skuteczniejszym realizatorem „bramkobójczych” zamierzeń okazała się Odra – oczywiście z wyraźną „pomocą” defensywy gospodarzy. W 8 min. Stemplowski swobodnie centruje piłkę, nieobstawiony Gajda strzela, Leśniak odbija nogą, rykoszet trafia znów do Gajdy, który (w dalszym ciągu nie atakowany) poprawia z woleja.
Jest 0:1, a w 27 min. zanosi się na 0:2, bo Michel dwukrotnie zagrywa składnie z napadem… Odry. Nie spodobało się to nawet i sędziemu, który drugie podanie Michla odgwizdał jako… spalony. Ale widocznie ta druga bramka była Odrze „pisana”, bo już w 2 minuty później Leśniak wyjmuje piłkę ze swojej siatki. Sytuacja znowu aż nieprzyjemnie prosta: Leśniak paruje piłkę bitą z kornera, dostaje ją Piechaczek (wraz z drugim napastnikiem Odry zupełnie nieobstawiony) i kieruje nieuchronnie do bramki.
Atak Wisły dopiero w ostatnich minutach przed przerwą zaczyna grać składniej i po przeboju Wójcika w 42 min. ma nawet okazję do zdobycia gola, ale stremowany Bogacz nie potrafił skierować piłki dalekim strzałem do pustej bramki.
W ogóle debiutant ligowy Bogacz (grał za chorego Syktę), był najsłabszym w ataku Wisły, trema wiązała mu nogi. Z pewnym więc zdziwieniem powitano wychodzącą po przerwie jedenastkę Wisły, gdzie miejsce też nie „orła”, ale w każdym razie już lepszego Wójcika, zajął Machowski, a Bogacz grał nadal.
- Właściwie to gdybym mógł zmienić całą piątkę ataku, zmieniłbym – tłumaczył swoją decyzję (dla mnie jednak i dla wielu widzów w dalszym ciągu niezrozumiałą) trener Wisły KOSA.
Sytuację Wisły pogarsza trzecia bramka, zdobyta w 49 min. przez nieobstawionego Gajdę, który głową zmienił kierunek piłki, scentrowanej przez Stemplowskiego. Opolanie bombardują bramkę Leśniaka przez dalszych 8 minut.
Dopiero w 57 min. wiślacy stwarzają groźną sytuację pod bramką Kściuka – Jędrys z centry Śmiałka strzela w poprzeczkę. Wisła atakuje nadal, obrońca Odry potrąca na polu karnym Śmiałka, sędzia dyktuje karnego, z którego Kawula uzyskuje bramkę. Niestety, jak się później okazało, jedyną, chociaż Wisła ma aż do końca meczu lekką przewagę, i sporo okazji do poprawienia wyniku. Dwa razy świetnie broniący Kściuk po prostu instynktownie paruje strzały Michela i Śmiałka, raz przy silnym strzale Machowskiego przychodzi mu z pomocą poprzeczka. Odra tylko w 75 min. mogła w tej fazie gry podwyższyć wynik, ale „bombę” Piechaczka wybił w pole Leśniak.
- Obok Piechaczka wyróżniłbym przede wszystkim Gajdę – oceniał grę swoich podopiecznych trener Odry WIECZOREK: - Doskonale zagrał Kściuk, stoper Brejza, pomoc poprawna. Z przebiegu meczu, poza 15 minutami chaosu, jestem zadowolony.
Nie mniej zadowolona była liczna grupa kibiców opolskich, którzy odśpiewali swoim pupilom „Sto lat”. No, bo jak Opole, Opolem – jego piłkarze jeszcze nigdy tak wysoko w tabeli nie lądowali…
Jan Rotter
„Tempo” (za: historiawisly.pl)